Czy coś się zmieniło?

No i mamy Nowy Rok. Rok 2018 i kolejne 365 dni. W głównej mierze od nas zależeć będzie jak te dni wykorzystamy. Jedni z nas spełnią swoje marzenia, drudzy będą o nich wiecznie śnić. Ja chcę należeć do tej pierwszej grupy, tej która działa. Nie będę się już powtarzać, bo pisałam o tym w poprzednich postach, czego oczekuję od siebie i od swego życia. Dzisiaj minął mój pierwszy dzień. Czy go wykorzystałam w pełni? I tak, i nie. Niestety nie należę do tych osób, które zmieniają swoje życie o 180 stopni w jeden dzień. Może i mogłam ten dzień przeżyć lepiej, ale halo dopiero zaczynam swoją przygodę. Mam się nią cieszyć stopniowo i stopniowo zwiększać ilość swoich doświadczeń, przeżyć. Ok, do rzeczy. Jak minął mi dzień? Nie, nie wstałam od razu i zaczęłam działać. Obudziłam się w samo południe (no ale przecież wczoraj był Sylwester, więc to zrozumiałe) i zaczęłam mimo wszystko dzień od przeglądania Instagrama i FB. Śniadanie również zjadłam jak co dzień, czyli owsiankę na mleku z bananem i rodzynkami. Nie rzuciłam się również w wir porządków domowych itp. Dzisiejszy dzień spędziłam na luzie. Wybrałam się z P. na dwu godzinny spacer po okolicy i parku. I powiem Wam, że tego mi było trzeba. Już dawno nie byliśmy z P. tak po prostu pochodzić bez celu. Pogoda była w miarę znośna, ciepło ale wilgotnie. Wróciłam ubłocona ale szczęśliwa. Uwielbiam wyludnione miasto, a takie było po Sylwestrze, bo pewnie większość budziła się dopiero na kacu albo jeszcze spała. Zdjęć w sumie nie robiłam, bo w moim telefonie zabrakło pamięci. Mam na pamiątkę tego dnia zaledwie kilka fotek, ale ponieważ na razie nie chce Wam się ujawniać, zostaną one w moim albumie na dysku. Co jeszcze zrobiłam tego dnia? 
- zaczęłam czytać pierwszą książkę z 52;
- wypiłam litr wody, co wcześniej było nie lada wyczynem;
- wzięłam witaminy, bo do tej pory zawsze o nich zapominałam;
- wypiłam pokrzywę;
- zadzwoniłam z życzeniami noworocznymi do siostry a potem rozmawiałyśmy na luzie (zawsze to ona do mnie dzwoniła);
- udana rozmowa ze szwagrem;
- wyszczotkowałam na sucho ciało, nałożyłam balsam, tonik, kwas hialuronowy plus krem, wykremowałam stopy;
- wydepilowałam ciało i wyrwałam zbędne włoski na twarzy;
- obejrzałam jeden film ze stu "Pomiędzy nami góry" przy lampce litewskiego wina musującego "Bosca" i paczce chipsów o smaku thai chilli (tak, wiem powinnam się odchudzać, ale patrz wyżej, nie od razu Rzym zbudowano :)
- napisałam posta na bloga :)


Jeśli chodzi o film, nie powiem że był całkiem zły. Spodziewałam się jednak filmu katastroficznego a dostałam dawkę sporego romansu i miłości pomiędzy dwójką obcych sobie ludzi. Jak dla mnie film był trochę naciągany, bo jakoś ciężko mi uwierzyć by przy takich warunkach atmosferycznych ktokolwiek, kto nie zna się na wspinaczce górskiej mógł przeżyć aż 3 tygodnie i nie zamarznąć, nie zginąć. No ale dla Kate Winslet jestem w stanie wybaczyć wszystko. Mimo wszystko film polecam każdemu. 
A jak Wam minął pierwszy dzień Nowego Roku? Na luzie czy zaczęliście ostro walczyć ze swymi słabościami?

Komentarze